niedziela, 1 stycznia 2012

Dawn of War II

Rozgrywka w Dawn of War II zaczyna się od niezwykle klimatycznego intra. Przedstawia ono mniej więcej istotę kolejnych godzin rozgrywki. Mamy więc mały oddział Space Marines który odbywa rutynową misję. Widzimy poszczególne typy piechoty w starciu z antagonistami Eldarów. Bardzo szybko okazuje się, że walka jest klasyczną sytuacją kamień-nożyce-papier więc nikt nie uzyskuje przewagi na dłużej niż 5 sekund. Intro kończy się dość enigmatyczną wiadomością, że nie wszystko jest takie jakie widać na pierwszy rzut oka. Miodzio.

Gracze zaznajomieni z poprzednią odsłoną i dodatkami będą totalnie zdziwieni kontynuacją. W zasadzie oprócz zakonu Krwawych Kruków wszytko zostało zmienione. Mógłbym powiedzieć, że teraz jest to bardziej gra taktyczna niż rasowa strategia czasu rzeczywistego.

Pierwszą misję rozpoczynamy obejmując kontrolę nad postacią gracza (zanosi się na nowego bohatera) oraz czteroosobową drużyną taktyczną. Przebijamy się przez hordy orków używając umiejętności specjalnych i gadżetów. W czasie misji nie wyprodukujemy ani jednej jednostki, ani też nie zbudujemy ani jednego budynku. Skoncentrujemy się za to na przemieszczaniu tych dwóch oddziałów i realizowaniu kolejnych elementów misji. A to trzeba odeprzeć mały szturm, a to wrzucić granat w odpowiednie miejsce - generalnie realizować elementy przewidziane przez skrypty.

W czasie kolejnych misji dołączać do nas będą inne oddziały. Każdy z nich będzie wyspecjalizowaną grupą Space Marines, lub też będzie to Dreadnought. Po kilku misjach będziemy musieli wybierać kogo zabrać na misję, gdyż jednocześnie możemy kontrolować tylko cztery oddziały. Będzie to nie lada dylemat, gdyż  niektóre misje są niemal niemożliwe do przejścia przy nieodpowiednim składzie armii.

Wraz z postępami w fabule i realizacją misji pobocznych, członkowie zakonu będą zdobywać doświadczenie i ekwipunek. Obydwa te elementy są według mnie najfajniejszymi bajerami gry. Dzięki doświadczeniu możemy modyfikować parametry oddziałów odraz odblokowywać specjalne umiejętności które nie raz są kluczowe w cięższych walkach. Ekwipunek z kolei wpływa bezpośrednio na siłę ognia oraz również pozwala na aktywowanie dodatkowych umiejętności. O ile wydanego doświadczenia nie możemy przyznawać ponownie (wydawanie go wymaga więc pewnego planu) o tyle zabawy z ekwipunkiem są w zupełności dowolne. W pewnym momencie może okazać się, że misja z pozoru nie do przejścia okazuje się bułką z masłem przy zmianie jednej drużyny lub elementu ekwipunku.

Same misje są w miarę urozmaicone, ale pod koniec kampanii zaczynają nieco nużyć. Schemat jest generalnie prostu: wyląduj na planecie, zajmij coś, idź walcz z bossem. Oczywiście za każdym razem diabeł tkwi w szczegółach. A to raz trzeba pokombinować ze skradaniem i podejściem typowo zaczepnym, innym razem tylko gigantyczna siła ognia i jak najbardziej frontalna zadyma pozwalają na zwycięstwo. Warto jednakże główkować i próbować różnych taktyk - raczej każda daje mniejsze lub większe prawdopodobieństwo sukcesu.

Multiplayer jakoś nie przypadł mi do gustu. Grałem trochę, ale jakoś nie mogłem się odnaleźć. Gracz jest od razu rzucony na głęboką wodę i nie bardzo wie gdzie zacząć. Może po pewnym czasie jest ciekawiej. Niesamowicie wciągnął mnie jednak tryb multiplayer zwany The Last Stand. W trybie tym otrzymujemy kontrolę nad jedną jednostką (Space Marine, Eldarska Czarownica lub Orkowy Mekanik) i wraz z dwójką sojuszników próbujemy przeżyć jak najdłużej na specjalnej arenie. Po pokonaniu przeciwników pojawia się kolejna fala która składa się z coraz bardziej wymagających oponentów. Po niechybnej porażce otrzymujemy punkty oraz doświadczenie, które gdy mamy go wystarczająco dużo odblokowuje nam kolejne elementy ekwipunku. Zabawa w tym trybie jest przednia i daje dużo satysfakcji. Trzeba jednakże trafić na dobrą drużynę. bo bez tego przebrnięcie przez nawet połowę (10) fal może być niemożliwe.

Według mnie DoW II jest godnym następcą całkiem udanej części pierwszej. Oczywiście, jeżeli ktoś cenił poprzednika za niemalże klasyczne podejście do tematu strategii czasu rzeczywistego, nie będzie mógł się ze mną zgodzić. Ja jednak zasmakowałem w taktycznym podejściu do rozwałki w uniwersum wojennego młotka 40K. Sprawa z ekwipunkiem i umiejętnościami zachęca do ponownego przechodzenia gry. A zabawa w trybie multiplayer dodatkowo wydłuża żywotność tego tytułu. Polecam.

Wersja: 2.6.0.5628
Multiplayer: Tak
Moja ocena: 88/100

czwartek, 1 grudnia 2011

Syberia II

Syberia II zaczyna się dokładnie w miejscu w którym zakończyła się część pierwsza. Od razu zauważamy znajome postacie i elementy: Kate Walker, Hans Voralberg, automat Oskar, nakręcany pociąg. Nie jest także zaskoczeniem, że Syberii jak nie było tak nie ma. W tle przebrzmiewają znajome motywy muzyczne, a interface przeszedł kosmetyczne zmiany.

Główną i najważniejszą zmianą według mnie jest fakt, że po wykorzystaniu jakiejś opcji dialogowej znika ona z listy tematów. Dzięki temu rozmowy z postaciami są bardziej realistyczne. Nie muszę chyba także dodawać, że dzięki temu od razu wiadomo, że zrobiło się coś co pchnęło fabułę do przodu. A fabuła jak już zdążyliśmy się przyzwyczaić jest bardzo ciekawa.

Zagadki w tej części wydają się być bardziej logiczne. Wydaje mi się też, że w czasie przemieszczania lokacji zaczynamy od najprostszych łamigłówek i problemów kończąc na prawdziwych wyzwaniach. No chyba, że nabrałem trochę doświadczenia w przechodzeniu przygodówek - we wcześniejszej części, problemy jakoś ciężej mi się rozwiązywało. Dzięki rozwiązaniu tych najtrudniejszych problemów często w spektakularny sposób przenosimy akcję w inne miejsce.

Miejsce, miejsca w zasadzie. Chyba jednym z celów autorów tej gry było przedstawienie interaktywnej podróży po wschodniej części europy. Podróż ta zaczęła się w części pierwszej w małym miasteczku, skąd wyruszyliśmy do dziwnego uniwersytetu z dużą szklarnią, następnie do starego konglomeratu hutniczego połączonego z kosmodromem aby ostatecznie wylądować w rozsypującym się hotelu w miejscowości wypoczynkowej której lata świetności dawno przeminęły. I na tym w zasadzie historia mogła by się skończyć gdyby główna bohaterka miała wrócić do domu tak jak pierwotnie planowała. Jednak poprzez spontaniczne podjętą decyzję kontynuuje podróż. Trafia do rosyjskiej wioski która ponoć jest ostatnią ostoją cywilizacji przed lodową pustynią. Ma okazję odwiedzić też niedaleki klasztor. Niedługo później musi już biegać po lesie w towarzystwie przyjacielskiego psa. A to dopiero początek części drugiej. Co dzieje się dalej -  o tym już nie napiszę gdyż zepsuje to zabawę.

Kluczem do sukcesu w grach takich jak Syberia jest zapamiętywanie wszystkich miejsc w których można coś zrobić, a następnie zrobienie tam tej czynności z wykorzystaniem określonego przedmiotu. W znacznej części gry pomysł ten jest realizowany skutecznie. Czasem jednak można natrafić na "klepto-sytuację". Na czym polega moje nowe słówko? Otóż po odwiedzeniu nowej lokacji zbieramy masę niepotrzebnych rzeczy które nosimy w ekwipunku. Ostatecznie rzeczy te okazują się niezbędne, ale w momencie w którym je zabieraliśmy nie miało to najmniejszego sensu. No bo jak niby wytłumaczyć zabranie największej matrioszki (a pozostawienie pozostałych) z opuszczonej chatki do której właśnie weszliśmy? Z jednej strony sytuacja taka nieco bawi ale z drugiej nieco przeraża. No bo skoro wzięliśmy tą figurkę, a aktualnie nasza postać zastanawia się jak przekroczyć rozpadlinę z zerwanym mostem - to czy nie jesteśmy blisko finału niczym z serialu MacGyver?

Sądzę, że gra jest lepsza od swojej poprzedniczki. Niewiele ale jednak. Można też śmiało potraktować obydwie części jako jedną, która od połowy została bardziej dopieszczona. Gdzieś w przyszłości pojawić ma się ponoć trzecia część, jednakże tam mamy już zobaczyć silnik w pełni 3D. Nie sądzę jednak aby poza tym coś więcej miało się zmienić. Jeżeli komuś podobała się pierwsza część to druga dostarczy mu jeszcze więcej pozytywnych doznać. Także osoby które poszukują wzorcowych przygodówek mogą się spokojnie zainteresować tym tytułem. Dla reszty osób - cóż, przygodówki są na tyle specyficznymi grami, że każdy musi sam sprawdzić czy są dla niego.

Wersja: 1.0.0.16
Multiplayer: Nie
Moja ocena: 80/100

wtorek, 1 listopada 2011

Wiedźmin 2: Zabójcy Królów


Do Wiedźmina 2 podchodziłem dość sceptycznie. W zasadzie nie miałem jeszcze okazji zagrać w cRPG w którym walka nie toczyła się w turach. Tak, można powiedzieć, że zatrzymałem się na poziomie Fallout 1/2 i Arcanum. Widziałem co prawda jak znajomi zagrywają się w serię Gothic lub jakieś nowe odsłony The Elder Scrolls. Widziałem nawet pierwszą część Wiedźmina ale jakoś te gry mnie nie zainteresowały. Co więcej, mam w domu cały komplet Baldur's Gate i Neverwinter Nights ale też jakoś się nie skusiłem. Jedyne cRPG fantasy z walkami w czasie rzeczywistym które mnie wciągnęło to Planescape: Torment. Jednakże kiedy dostałem Wiedźmina 2 na urodziny nie wypadało nie zagrać. Chociażby po to aby powiedzieć znajomym czy gra jest dobra czy nie.

Przygoda jest (chyba) bezpośrednią kontynuacją wcześniejszej części. Główny bohater wciąż nie pamięta nic ze swojej przeszłości (przygody książkowe), orientuje się natomiast całkiem nieźle we współczesności. Gra jest podzielona na cztery części, przy czym pierwsza to prolog którego zadaniem było wprowadzenie nowych graczy w mechanikę gry oraz przedstawienie różnic dla weteranów pierwszej części. W sumie grając na normalnym poziomie trudności ginąłem w prologu niemiłosiernie często, tego samego doświadczał kumpel który całkiem dobrze radził sobie w jedynce. I chyba takie problemy nie dotyczyły tylko nas, gdyż producent gry CD Projekt RED niedługo po premierze gry wydał patch, który uzupełniał grę o osobny samouczek.

Po prologu zaczyna się właściwa gra czyli swobodne wędrowanie po pewnej mieścinie i okolicach, oraz ubijanie potworów i co tam się pod miecz nawinie. Jak się uporamy z zadaniami przechodzimy do aktu drugiego. Akt ten w zależności jakie decyzje podjęliśmy wygląda inaczej. Z tego powodu grę trzeba przejść co najmniej dwa razy. Trzeci akt z kolei spina wątki i pozwala sensownie zakończyć historię. Przy czym prawdopodobnie skończymy inaczej niż znajomi gdyż zakończeń jest rzekomo 16!

Gra jest niesamowita. Wciąga od samego początku. Wszystko w niej jest dopracowane do samego końca. Począwszy od nagrań kwestii poprzez fabułę, mechanikę a na grafice kończąc. Dzięki rozbudowanym opcjom dialogowym i nieliniowym zadaniom każdy od razu zacznie się utożsamiać z bohaterem. Elementem który mnie urzekł najbardziej jest właśnie cała oprawa audio. Niesamowite teksty głównego bohatera i wszystkich z jego otoczenia sprawiają, że po prostu czuje się atmosferę. Kapitalnym dodatkiem są też mini gierki typy siłowanie na rękę, pojedynek w walce wręcz oraz kościany poker. Wygrywanie w tych gierkach jest wymagane w specjalnych zadaniach dodatkowych, ale także jest to sposób na zarobienie dodatkowych orenów.

Rozgrywkę polecam od razu zacząć na poziomie mrocznym. Przeciwnicy są wtedy maksymalnie odporni na nasze poczynania, ale gdy skompletujemy specjalne pancerze dostępne tylko na tym poziomie trudności, stają się sensownymi przeciwnikami. Oczywiście aby skompletować te pancerze trzeba wydać niebywałe ilości złota. Ale wtedy gra staje się jeszcze bardziej satysfakcjonująca.

Nie ma oczywiście gry idealnej. Według mnie, ekran zarządzania ekwipunkiem można by lepiej zorganizować. Wydaje się szczególnie problematyczny przy sprawdzaniu stanu elementów alchemicznych/rzemieślniczych i planów. Przy tworzeniu przedmiotów w opisie mogła by być też zawarta informacja które elementy trzeba "upolować", a które można wytworzyć. Nie narzekał bym też gdyby przy tworzeniu przedmiotów które wymagają stworzenia innych przedmiotów, te ostatnie tworzyły się automatycznie. Ale to takie szczególiki które mogą nieco denerwować po 40-tej godzinie gry.

Komu mogę polecić grę? Przede wszystkim jest to pozycja obowiązkowa dla każdego fana cRPG. Każdy kto kiedykolwiek interesował się przygodami Geralta z Rivii także może się zainteresować historią opowiedzianą w grze.

Wersja: 2.0

Multiplayer: Nie
Moja ocena: 95/100

sobota, 1 października 2011

Syberia

"Bez sensu, zamknięte." - chyba najczęściej powtarzające się zdanie w czasie przygody w grze Syberia. Gry przygodowe nie są moim ulubionym gatunkiem gier, ale zainteresowałem się tą grą dzięki pozytywnym recenzjom oraz ciekawym zrzutom ekranów. 

Gra jest dość stara - rok 2002 czuć na każdym rogu, ale z drugiej strony można powiedzieć, że gra wcale się nie zestarzała, bo oprócz tego, że czasem brakuje lepszych efektów cieni, oraz, że czasem animacje wody stanowią pikselowatą maziajkę - grafika daje radę. A oprócz grafiki esencją jest przygoda w mechanice wskaż i kliknij.

Cała przygoda odbywa się we współczesności, jednakże lokacje stylizowane są na początek zeszłego wieku. Podróżując pomiędzy poszczególnymi miejscami natrafiamy na całą masę maszynerii którą można opisać chyba tylko jednym słowem - steampunk. Chociaż steam - para to może trochę za dużo bo cała ta maszyneria a nawet jeden NPC napędzane są za pomocą energii mechanicznej ma zasadzie nakręcanego budzika. Ciekawa koncepcja, trzeba przyznać, że dodaje grze uroku.

Miłośnicy przygodówek znajdą tu wszystko czego potrzebują aby czuć się szczęśliwym. Jest zbieranie przedmiotów i używanie ich w zagadkach logicznych. Są proste dialogi dzięki którym fabuła posuwa się do przodu. Gdy każdy zakamarek danej lokacji zostanie już przez bohaterkę dokładnie przeczesany  akcja przenosi się do zupełnie nowego miejsca. Dzięki temu krajobrazy nie nudzą, a gracze tacy jak ja mogą odetchnąć z ulgą bo wiadomo wtedy, że nie trzeba już szukać więcej przedmiotów we wcześniejszych lokacjach.

A lokacje są śliczne. Warto pograć trochę aby zobaczyć kunszt grafików. Grafika to chyba największy atut Syberii. Muzyka też jest ok, ale po jakimś czasie główny motyw trochę zaczął mnie nużyć.

Nie grałem w wiele przygodówek w swoim życiu i mimo braku punktu odniesienia muszę napisać, że zagadki są bardzo trudne. Nie są absurdalne, ale chwilę trzeba pogłówkować nad tym jaki przedmiot użyć w jakim kontekście. Ostatecznie wymyślone rozwiązania wydają się sensowe i logiczne. Ciekawym pomysłem jest też używanie telefonu komórkowego. W większości używamy go do odbierania rozmów telefonicznych od znajomych i rodziny. Dzięki temu możemy niejako usłyszeć komentarze bohaterki na temat sytuacji w której się znalazła i ogólnie lepiej się z nią zapoznać. Czasem jednak trzeba gdzieś zadzwonić żeby rozwiązać problem.

Generalnie nie mam nic do zarzucenia tej grze, chociaż recenzję powinna napisać chyba osoba która lubi gry przygodowe. Ja nie należę do grona takich osób więc generalnie czułem się trochę znudzony i zmęczony poziomem zagadek. Przyjemnie mi się natomiast patrzyło jak moja żona przechodzi tą grę. Cóż, chyba każdemu pozostaje sprawdzić czy lubi ten typ rozrywki.

Wersja: 1.0
Multiplayer: Nie
Moja ocena: 76/100

czwartek, 1 września 2011

Mass Effect

Mass Effect jest drugą po Wiedźminie 2 współczesną grą RPG w którą miałem okazję pograć. Już kilka razy przymierzałem się do jej kupna ale zawsze jakoś w ostatniej chwili odpuszczałem. Aż w końcu przyszedł czas.

Pierwsze wrażenie - fajna muzyka, menu nawet sensowne, ok - nie ma co narzekać. Pograłem trochę i poczułem się dziwnie. Z jednej strony poczułem się trochę ograniczany. Ale z drugiej strony wartka akcja nie pozwalała mi się do tego przyczepić. Chwilę zajęło mi zapoznanie się z interfejsem i już w pełni cieszyłem się grą. Tak, cieszyłem się. Zostałem wciągnięty po uszy od samego początku.

Generalnie koncepcja jest prosta. Jesteśmy jednym z lepszych i młodych żołnierzy w armii ludzi. Poznajemy się gdy uczestniczymy w misji która pozwoli zweryfikować czy nadajemy się jako pierwszy człowiek który wstąpi w szeregi widm - elitarnego oddziału militarnego działającego w cieniu rady. Misja kończy się małą katastrofą a my chcąc - nie chcąc stajemy się uczestnikami przygody która w razie naszego niepowodzenia skończy się zagładą wszystkich żywych i inteligentnych istot w galaktyce.

Gra jest całkiem przyjemna. Nie natrafiłem na większe problemy z obsługą. Czuć co prawda, że interfejs jest dostosowany dla graczy konsolowych, tzn. nie jest to typowy interface dla myszki i klawiatury, chociaż używanie go nie przysparza kłopotów.

 Jeśli chodzi o rozgrywkę, to w dzienniku zadań mamy wyraźny podział na zadania główne i poboczne. Zadania poboczne dodatkowo dzielą się na zwykłe i zadania pokroju znajdź 10 miejsc gdzie występuje jakiś pierwiastek chemiczny itp. Zadania są dobrze opisane więc można swobodnie i bezproblemowo decydować w które miejsce w galaktyce warto się teraz udać. Jedna rzecz absolutnie nie przypadła mi do gustu. Są to dialogi. Często mamy opcję wyboru ścieżki dialogowej, lecz niestety nasza postać i tak ględzi po swojemu często zmieniając ton wypowiedzi z np. pytania na oskarżenie lub z pytania typu "gdzie?" na "dlaczego?". Jest to strasznie irytujące szczególnie, że ostatnio pogrywam też w Wiedźmina 2 i tam udało się założenie poprawnie zrealizować.
Osobnym elementem wartym omówienia jest nieliniowość gry. Faktycznie w czasie rozgrywki można odnieść wrażenie, że od naszych decyzji wiele zależy. Zdarzają się momenty w których wyraźnie musimy zadecydować np. w którym elemencie odbywającej się misji kto ma uczestniczyć, co może skutkować śmiercią danego NPC. Fajnie. Kilka takich momentów faktycznie wywołało u mnie reakcję emocjonalną. Duży plus.

Po przejściu gry dostajemy możliwość przejścia jej jeszcze raz korzystając z opcji importu bohatera. Możemy dzięki temu zacząć grać od początku prawdziwym weteranem na wysokim poziomie rozwoju umiejętności wraz z wypasionym ekwipunkiem. Dzięki tej opcji od razu mogłem podnieść poziom trudności o dwa i faktycznie czerpać radość z kolejnych walk. Z tego co się orientuje to w kontynuacji czyli Mass Effect 2 możemy zaimportować zachowany save i dzięki temu kontynuować przygodę której rozwój zależy od naszych wcześniejszych poczynań.

Podsumowując: gra mnie urzekła. Nie miałem jeszcze okazji zagrać w Action-RPG w tematyce Sci-Fi i trochę się tego obawiałem. Niepotrzebnie bo gra jest świetna. Polecam ją każdemu kto nie boi się RPG i lubi czasem postrzelać.

Wersja: 1.0
Multiplayer: Nie
Moja ocena: 89/100

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

King's Bounty: Wojownicza Księżniczka

O serii King's Bounty nie wiedziałem w zasadzie nic. Jakoś nie miałem okazji nigdy zagrać w żadną część, ani nawet za bardzo przeczytać recenzję. Jednak ostatnio całkiem przypadkowo zasiadłem do części/dodatku pod tytułem "Wojownicza Księżniczka". Jest to dodatek który nie wymaga podstawowej wersji więc idealnie nadaje się dla każdego.

Pierwsze skojarzenie to - klon Heroes of Might and Magic. Im dłużej się gra, tym bardziej można odnieść takie wrażenie. I słusznie, gdyż jeśli spojrzymy na historię serii King's Bounty to dowiemy się, że pierwsza część była w zasadzie inspiracją dla serii Heroes of Might and Magic. Czyli klonowanie odbyło się w druga stronę.

Zasada rozgrywki jest całkiem intuicyjna. Poruszamy się postacią po rozległej mapie, zbieramy w ten sposób przedmioty i odwiedzamy lokacje. Gdy natrafimy po drodze na wrogi oddział możemy z nim walczyć lub próbować go ominąć. Gdy dojdzie do walki, wczytywany jest osobny ekran na którym zaprezentowane jest pole bitwy i rozpoczyna się turowa rozgrywka. Poruszanie po mapie świata odbywa się w czasie rzeczywistym, nie ma więc potrzeby ciągłego klikania na przyciska zakończenia tury gdy chcemy powrócić do zamku.

Na pierwszy rzut oka gra jest super. Znajome mechanizmy, powiew świeżości gdy odnajdujemy różnice względem serii HoMaM, miła muzyka i prześliczna grafika. Jednak im dłużej grałem tym bardziej miałem wrażenie, że coś jest nie tak. Bardzo szybko pogubiłem się na mapie świata. Fakt, swobodne obracanie kamerą ładnie wygląda ale jakoś średnio mi się to spodobało gdy przy próbie poruszania się do dalekiego punktu gra zaczęła miotać perspektywą jak samochodówka. Ale ok, jakoś połapałem się co i jak dzięki oznaczeniom na minimapie. Zorientowałem się też którzy przeciwnicy są silniejsi a którzy nie i jakoś sobie dalej grałem. W pewnym momencie okazało się, że praktycznie wszystkie ścieżki eksploracji mam zablokowane. Zablokowane czyli, że przejścia strzeże grupa osobników która nie ma pokojowych zamiarów i jest znacznie silniejsza niż moja drużyna. Powrót do zamku i uzupełnienie wojsk nie wchodzi w rachubę gdyż z powodu systemu dowodzenia osiągnąłem maksymalną liczebność wojsk w danym momencie. Cóż, eksploracja i jeszcze raz eksploracja i faktycznie znajduję drogę przez którą mogę się przebić. Ciekawie pomyślane, aczkolwiek nużyło mnie trochę podróżowanie po wielu krainach aby sprawdzić czy już poziom dowodzenia pozwolił zgromadzić mi armię dzięki której się będę mógł przebić.

Bitwy toczone są w identyczny sposób co we wspomnianym HoMaM. Obydwie strony mają do dyspozycji około 5 oddziałów i w zależności od szybkości poruszają na nimi po kolei, aż będą wystarczająco blisko aby rozpocząć atak. Większość oddziałów dysponuje także specjalnymi zdolnościami które mogą zostać użyte gdy nadejdzie kolej tego oddziału. W czasie bitwy za pośrednictwem bohaterki która znajduje się poza polem bitwy możemy rzucać czary (raz na turę), lub wezwać smoka i polecić wykonać mu czynność taką jak np. wykopać skarb, zaatakować oddział wroga lub przytachać jajo z którego wykluje się dodatkowy oddział sojuszniczy.

Generalnie gra została by przeze mnie wyżej oceniona gdyby nie dwa fakty. Wersja w którą miałem przyjemność grać jest niesamowicie niestabilna. Praktycznie w każdym momencie gra jest w stanie się wysypać do Windows z komunikatem, że się wysypała. Masakra. Dość szybko musiałem odnaleźć przycisk odpowiedzialny za quick save (F5). Drugim elementem, który znacząco wpłynął na obniżenie oceny, był całkowity brak trybu multiplayer. Według mnie, jakikolwiek tryb multiplayer w grach tego typu jest konieczny. Aż się prosi o tryb Hot Seat albo chociażby opcję grania po lanie. Niestety jesteśmy skazani na samotność.

Generalnie gra nie jest zła. Dla miłośników sagi Heroes of Might and Magic jest to pozycja obowiązkowa. Dla fanów strategii niekoniecznie gdyż jest nieco za uproszczona i ograniczona. Nie za bardzo też się da do niej siąść z np. dzieckiem bo nie ma trybu multiplayer. Ale jeśli ktoś lubi klimaty fantasy i nieśpieszne klikanie w klimatach strategiczno/rpg to nie widzę przeciwwskazań.

Wersja: 1.2 (build 5730)
Multiplayer: Nie
Moja ocena: 70/100

piątek, 1 lipca 2011

Batman: Arkham Asylum

Batman: Arkham Asylum jest to druga gra wyprodukowana przez brytyjskie studio Rocksteady. Produkcja ta należy do kategorii gier, na których premierę ludzie czekają na długo, długo przed oficjalną datą wydania. I w sumie mają rację, gdyż gra ta nie pozwala przejść obojętnie obok niej i gwarantuje dobrą zabawę na wiele godzin. Ale po kolei.

Zapewne każdy z nas kojarzy postać Batmana – zamaskowanego bohatera Gotham City, który nocą walczy z przestępcami, a w dzień prowadzi spokojny żywot milionera jako Bruce Wayne. Postać ta od czasu komiksowego debiutu w 1939 roku doczekała się wystąpień w wielu komiksach, filmach kinowych i animowanych oraz grach, z których te ostatnie pozostały chyba najsłabiej realizowaną dziedziną. Jednakże właśnie Arkham Asylum to zmienia.

Recepta na sukces tej gry wyglądała następująco: dobry scenariusz napisany przez osobę znającą temat „od podszewki” - Paul Dini (Batman: The Animated Series, komiksy DC), dobry silnik graficzny - Unreal Engine 3, oraz dobra franczyza czyli Batman i spółka. Oczywiście, powstała już niejedna gra która miała być hitem, a ostatecznie okazała się miernotą. Dlatego też, wiele osób spoglądało z obawami na moment kiedy gra ujrzy światło dzienne.

Przygodę w Batman: Arkham Asylum zaczynamy właśnie od Arkham Asylum, czyli szpitalu/więzienia dla najgroźniejszych przestępców z Gotham i okolic. W ciągu kilku pierwszych sekund dowiadujemy się, że prawdopodobnie będziemy mieli do czynienia z Jokerem – największym wrogiem Batmana. W czasie interaktywnego wprowadzenia nasze przypuszczenia stają się faktem, i przychodzi nam posprzątać bałagan jakiego narobił Joker wywołując bunt w Arkham. Zanim się zorientujemy co należy zrobić, musimy już walczyć z czterema przeciwnikami naraz i zapoznać się z używaniem podstawowych gadżetów takich jak batrang i lina z hakiem oraz „tryb detektywa”. A to zaledwie około pierwsze 15 minut gry. Później jest już tylko lepiej. Stopniowo wraz z postępami w grze zaczynamy poznawać misterny plan Jokera. Oczywiście, aby było zabawniej musimy także zmierzyć się z całą plejadą innych „złych” postaci, których zadaniem jest narobić jak najwięcej zamieszania.

Ciekawostką jest mechanizm doskonalenia umiejętności oraz dodatkowych możliwości niektórych elementów ekwipunku w czasie gry. Sprawia to, że mimo stale rosnącego poziomu trudności i skomplikowania zagadek, gracz może nadążyć, ucząc się nowych sztuczek, czy też używając nowych gadżetów w odwiedzonych już wcześniej miejscach. Jest to świetny pomysł, gdyż mimo iż fabuła jest liniowa, graczowi została pozostawiona możliwość poruszania się po coraz większych obszarach wyspy, co w połączeniu z dostępem do nowych gadżetów stwarza poczucie otwartości świata.

Jeśli jesteś fanem gier akcji i nie brzydzisz się koncepcją „amerykańskiego bohatera z komiksu” lub potrafisz wymienić więcej niż 5 postaci z uniwersum Batmana to powinieneś zainteresować się tą pozycją. Zagwarantuje Ci ona wiele godzin interesującej rozgrywki i wciągnie Cię dobrze opowiedzianą historią rodem z jednego z najciekawszych komiksów z Batmanem w roli głównej. Będziesz miał także okazje zmierzyć się z wieloma mini grami i zagadkami oraz pomęczyć nadgarstki w jednych z najbardziej widowiskowych sekwencji walki na pięści w historii gier komputerowych. Ostatecznie zaniedbasz życiowego partnera, zasłonisz okna i będziesz niedostępny dla świata dopóki nie przywrócisz porządku w Arkham a Joker nie powróci do izolatki. A to wszystko niezależnie czy posiadasz PC, PS3 cz X360.

Multiplayer: Nie
Moja ocena: 90/100